Legenda o zbóju Kaku

Legenda o zbóju Kaku

Legenda o zbóju Kaku

 

Góry Świętokrzyskie słynęły z tego, że przed wiekami chętnie skrywali się w nich różnej maści rozbójnicy.

Jednym z największych i najpotężniejszych z nich, był niejaki Kak.

Podobno dysponował tak wielką siłą, że potrafił przenosić ogromne ciężary bez niczyjej pomocy.

Np. wyrwanie potężnego drzewa wraz z korzeniami nie stanowiło dla niego większego problemu.

Kak był zbójcem-samotnikiem.

Świetnie radził sobie w tym „fachu” w pojedynkę, a i przy podziale łupów nie musiał się na nikogo oglądać.

Jednak – wbrew pozorom – nie kierowała nim ślepa chciwość.

Jak przystało na prawdziwego zbója, łupił bogatych, a rozdawał biednym.

 

Legenda o zbóju Kaku

 

I tak prowadził  swoje codzienne, zbójeckie życie – od rabunku, do napadu.
Aż pewnego dnia Kak zobaczył przejeżdżającą przez świętokrzyskie lasy piękną karetę.
Powóz był pięknie zdobiony, zaprzężony w czwórkę zadbanych koni.
Kak wyczuł łatwy łup, tym bardziej, że karetę prowadził tylko jeden woźnica.
Nasz bohater czym prędzej wyskoczył zza drzewa, a wystraszony samym wyglądem napastnika kierowca – posłusznie zatrzymał pojazd.
Kak zaciekawiony, co też tam za skarby kryje powóz, energicznie otworzył drzwi do karocy.
Wtem stanął jak wryty – jego oczom ukazała się najpiękniejsza pani, jaką w życiu widział.
Lekko zmieszany na początku Kak, zapytał niewiasty – kim jest i gdzie jedzie.
Białogłowa odpowiedziała, że do zamku w Chęcinach.
Po czym sama z wyrzutem zapytała, dlaczego zatrzymał jej powóz w środku lasu.

Zbójnik …o gołębim sercu

Jednak Kak – nadal oniemiały urodą swojego „skarbu” –  nie miał głowy do szukania usprawiedliwień.
Jak się za chwilę miało okazać, panna okazała się być siostrzenicą samego biskupa.
Skończywszy krótką pogawędkę, chwycił ją na ręce, po czym zabrał do swojej jaskini, a karetę puścił wolno.
Kak ugościł pannę jak przystało na prawdziwego zbója.
Przygotował ucztę, a i dworskimi manierami zaimponował swojej wybrance.

Świętokrzyski Robin Hood…

Cały wieczór Kak snuł opowiadania o swoim zbójowaniu i o tym, jak pomaga biedocie.
A że panna była wrażliwa na ludzką krzywdę, spodobało jej się, że zbójnik pamięta także o potrzebujących.
Początkowe myśli o szukaniu sposobności do ucieczki, zaczęły odchodzić.
Ba, zaczęła się przy tym olbrzymie czuć bezpieczna.
Całą noc rozmawiali jak dobrzy znajomi, całkowicie zapominając o tym, w jakich okolicznościach się poznali.
Następnego ranka Kak pokazał dziewczynie starą lipę, w której ukrywał część swoich zdobyczy.
A „przy okazji” oznajmił, że to może być ich wspólny skarb – jeśli zechce z nim pozostać.

Koniec sielanki…

Tymczasem zniecierpliwiony biskup wysłał oddział najemników w poszukiwaniu siostrzenicy.
To była liczna grupa – wiedzieli bowiem, w jak niebezpieczne tereny jadą, i kto może przetrzymywać „zgubę”.
Poszukiwania trwały już kilka tygodni, lecz nie dawały żadnego efektu.
A Kak i siostrzenica biskupa zakochali się w sobie i nawet nie myśleli, że ktoś niebawem przerwie ich sielankę.
Pewnego dnia oddział biskupa znalazł się niedaleko jaskini Kaka.
Żołnierze usłyszeli kobiecy głos i postanowili sprawdzić, czy to przypadkiem nie jest poszukiwana panna.
Zobaczyli, jak białogłowa chowa się przed zbójcem za drzewami.
Nie wiedzieli, że po prostu przedrzeźnia się ze swoim ukochanym.
Pragnąc „ratować” dziewczynę, jeden z żołnierzy wymierzył w olbrzyma napięty łuk i zagroził, że puści cięciwę.
A kiedy Kak zrobił krok w stronę panny, najemnik wypuścił z łuku strzałę.
Lecz przeszyła ona nie zbója, ale dziewczynę, która chciała osłonić swego wybranka.
Rozsierdzony Kak ruszył w stronę napastników, ale grad strzał kierowanych w jego stronę skutecznie odbierał mu siły.
Wiedząc, że dla niego też nastał już koniec, wrócił ostatkiem sił do swojej ukochanej i skonał obok niej.
[ Mniej romantyczna wersja mówi, że został pojmany i skazany na karę śmierci przez powieszenie – wyrok miano wykonać w Krakowie.
Przed egzekucją miał ponoć zanucić piosenkę, która miała być wskazówką, mówiącą o miejscu ukrycia skarbu. ]

Ukryte skarby

Tak zakończyła się historia świętokrzyskiego zbója i jego panny, która okazała się być miłością jego życia.
Na pamiątkę tego zdarzenia miejsce, w którym ukrywał się zbój Kak nazwano Kakoninem.
Natomiast kosztowności ukryte w starej lipie posłużyły do budowy kościoła w Bielinach.
Resztę rozdano biednym – tak jak życzyłby sobie tego sam zbój Kak.

 

Poznaj także innego świętokrzyskiego zbira – legenda o zbóju Madeju.

4/5 - 3 głosów