Legenda o zbóju Madeju
Świętokrzyskie lasy znane były z licznych szlaków kupieckich.
Przewożono nimi zarówno ludzi, jak i rozmaite towary.
Jednak wraz ze wzrostem popularności tych traktów, pojawili się w ich okolicach także zbójcy, szukający łatwych łupów.
Pewnego dnia przejeżdżał tamtędy Walek.
Chcąc sprawić niespodziankę brzemiennej żonie Hanusi, postanowił zebrać przy okazji trochę malin.
Chodził od krzaczka do krzaczka, aż w końcu zabłądził.
Kiedy już odnalazł drogę, okazało się, że jego wóz ugrzązł w błocie, i nijak nie można go z niego wydobyć.
Wówczas z „pomocą” przybył mu sam diabeł.
Ten mistrz kłamstwa i krętactwa namówił Walka, aby podpisał cyrograf, obiecując:
– W zamian za moją pomoc, nie wezmę twojej duszy, ale coś, co masz w domu, o czym nie wiesz.
Walek nie wyczuł podstępu i podpisał cyrograf.
Diabeł wyciągnął wóz z błota, po czym zniknął z podpisaną umową, a sygnatariusz wrócił do domu.
Jak się okazało, Walek doczekał się syna – Bolka.
Wówczas przypomniał sobie o umowie z diabłem i zrozumiał, że to był cyrograf na syna.
Gorliwie zaczął się latami modlić, z nadzieją, że jego modły umowę z diabłem unieważnią.
Mały Bolko był tak samo pobożny jak jego rodzice, chodził nawet do szkółki niedzielnej.
Kiedy Bolko podrósł, ojciec wyjawił mu swój sekret, błagając syna o wybaczenie.
Odważny młodzian oznajmił, że w takim razie pójdzie odebrać cyrograf.
Spakował w torbę wodę święconą, kropidło i kredę, po czym ruszył przed siebie.
Bolko i zbój Madej
Podczas wędrówki napotkał na swojej drodze olbrzymiego mężczyznę z maczugą w ręku.
To był Madej – zbój nad zbóje.
Nieznajomi wdali się w pogawędkę, w której Bolko opowiedział Madejowi o cyrografie i swoim zamiarze.
Zbój, usłyszawszy, że chłopiec idzie do piekła, poprosił, aby dowiedział się „przy okazji” co też diabli szykują dla niego.
Zdawał sobie bowiem sprawę, że świętoszkiem nie był, i miał sporo na sumieniu.
Bolek zgodził się i ruszył w drogę.
Wędrował wiele dni, aż w końcu znalazł się u bram piekieł.
Wyjął z torby kropidło, i wrota czeluści same się otworzyły.
Madejowe łoże w piekle
Młodzian przy pomocy wody święconej zmusił Lucyfera do oddania cyrografu.
Kiedy ten dowiedział się, że jeden z jego „podopiecznych” nie chce oddać dokumentu, zagroził mu, że pośle go na madejowe łoże.
Wystraszony czart natychmiast oddał cyrograf.
Bolko pamiętając o obietnicy danej Madejowi, zapytał jeszcze Lucyfera o owo łoże.
Władca piekieł, chcąc przestraszyć młodzieńca, wskazał mu mebel.
Łoże było ogromne, z pasami, klamrami, śrubami, najeżone ostrymi narzędziami.
Od dołu było podgrzewane piekielnym ogniem, a od góry polewane gorącą smołą.
Przerażony Bolko przeżegnał się i czym prędzej uciekł z piekła.
Zbój Madej kończy ze swoim fachem
W drodze powrotnej Bolko i Madej znów się spotkali.
Młodzieniec nie ma dla zbója dobrych wieści – okrutne katusze ci tam szykują.
Zrozpaczony olbrzym zalał się łzami – nie chcę tam iść! Ratuj!
Bolko nakazał Madejowi rozdać zbójeckie zdobycze, potem wsadzić maczugę w ziemię i podlewać ją – chodząc do strumyka na kolanach.
Miał to robić dopóty, dopóki maczuga nie zakwitnie i nie wyda owoców.
Zbójowi niezbyt się to spodobało, ale kiedy przypomniał sobie o łożu w piekle, postanowił wypełnić polecenie.
Bolko wrócił do domu i dalsze lata poświęcił szlachetnemu życiu.
Jego pobożność i mądrość zaowocowały w końcu powołaniem na biskupa.
Spotkanie po latach…
Pewnego dnia wybrał się wraz z kapłanami do jednej z pobliskich parafii.
Gdy jechali przez las, dotarł do nich niezwykły zapach.
Zaciekawiony Bolko polecił zatrzymać pojazd.
Po chwili jeden z kapłanów oznajmił, że to jabłoń taką woń rozsiewa.
Bolko poszedł ją zobaczyć, i aż westchnął z zachwytu.
Dawno nie widział jabłoni tak obsypanej owocami, że pod ich ciężarem gałęzie uginały się aż do samej ziemi.
Chcąc zerwać jeden z owoców poruszył gałąź i ujrzał klęczącego starca, który żarliwie się modlił.
Gdy starzec obrócił się jego stronę, przypomniał sobie znajomą twarz. Madej!
Bolko wiedział już, że zbój wypełnił swoją pokutę i teraz potrzebuje tylko spowiedzi.
Madej wzruszył się słowami biskupa, przeżegnał się z pokorą i zaczął wyznawać grzechy.
Kiedy tylko wyznał grzech, jedno jabłko spadało na ziemię.
Tak stało się ze wszystkimi owocami jabłoni.
Legenda o zbóju Madeju z happy endem
Gdy Madej dostał rozgrzeszenie, jabłka zamieniły się w motyle, które radośnie latały nad polaną.
Natomiast on sam zamienił się w proch, a zbawiona dusza – w białego gołębia, który wzbił się prosto do nieba.
Tak zakończyła się historia i legenda o zbóju Madeju, który grasował niegdyś w świętokrzyskich lasach.
Po opryszku do dziś pozostała jaskinia w okolicach Łagowa – zwana „zbójecką”.
Natomiast madejowe łoże to dla nas przestroga przed czynieniem zła.
Sprawdź także, o czym mówi legenda o zbóju Kaku.